Seniorka rodu, Zofia Greber z domu Kurasińska urodziła się 03.02.1916 roku w Ciszycy Górnej na Kielecczyźnie. Wieś była duża, obok znajdowało się jezioro. Krajobraz był zupełnie inny od tego, tu na Żuławach. Niezbyt duża odległość od Jury Krakowsko-Częstochowskiej powodowała, że wśród wielu wzgórków człowiek czuł się ograniczony, nie wszystko mógł zobaczyć. Wokół były lasy.
Tu są otwarte przestrzenie i człowiek, zdaje się, nie czuje strachu – nigdy tam nie chciałabym mieszkać - dopowiada córka Bożena sprawująca opiekę nad mamą. Dzięki niej pani Zofia próbuje porządkować zdarzenia, bo już dużo faktów zatarł w jej pamięci czas.
Na utrzymaniu rodziców pani Zofii było sześcioro dzieci. Ich źródłem utrzymania był sklep.
Inni, żeby się utrzymać, wynajmowali się do pracy. Na zarobek chodziło się do Żydów – fasolę hakować, buraki. Oni sami handlowali kupując i sprzedając różne rzeczy.
W rodzinnej wsi była szkoła z kilkoma oddziałami i tam zaczynało się edukację. Starsze dzieci musiały chodzić do szkoły w Tarłowie. Nikt wtedy nie martwił się o dowóz. Chodziło się po prostu piechotą, chociaż odległość była duża.
Zamążpójście pani Zofii przypadło na czas wojny. Był rok 1942. Nikt wtedy nie myślał o przyjęciu weselnym. Zdjęciem też nikt uroczystości nie uwiecznił. Tylko strój był odświętny. Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy do kościoła, wspomina seniorka.
Kościół znajdował się w odległym o 5 km Tarłowie. Był ogromy i słynny z tego, że miał stiukową dekorację.
Mąż Bolesław pochodził z małego gospodarstwa. Mieszkał we wsi za Wisłą. Oba brzegi łączył prom. Służył nie tylko do przepraw okolicznych mieszkańców, ale także bydła, bo po tej stronie znajdowały się pastwiska.
Do przepraw służyła też łódź. Oboje korzystali z niej często, bo na początku, kiedy nie mieli gdzie mieszkać bywało, że pani Zofia przebywała u swoich rodziców a mąż u swoich.
O wojnie pani Zofia mówi niechętnie, bo co tu wspominać?
Jej mąż został aresztowany przez Niemców i wywieziony do obozu koncentracyjnego na Majdanku jako zakładnik. Przebywał tam do wyzwolenia. Ona sama została pobita przez Niemca, który chciał wymusić na niej informację, gdzie ukrywa się brat Antek walczący w partyzantce. Pani Zofia wiedziała, że przebywa w stodole, ale go nie wydała.
Antek był niedoszłym księdzem. Skończył seminarium, ale po święceniach zmienił decyzję. Niestety, nie przeżył wojny….
Drugi brat, Tadeusz był wojskowym w stopniu porucznika. Po wojnie w czasie poszukiwań partyzantów wiedząc, że w jednym z pomieszczeń przeszukiwanego domu ukrywa się Polak nie wskazał miejsca jego ukrycia. Jak się później okazało, była to prowokacja skutkiem której, został aresztowany. Groziła za to nawet kara śmierci.
On został zdegradowany i skazany na 12 lat pozbawienia wolności. Wyrok „odsiadywał” w ZK w Sztumie. To, co ciekawe, nie marnował tam czasu. Nauczył się na pamięć „Pana Tadeusza” oraz wielu innych utworów Mickiewicza, Słowackiego oraz Norwida mimo, że warunki w celi temu nie sprzyjały – zimą na ścianach osadzał się szron.
Zwolniony w 1956 roku na mocy amnestii przyjechał do Osic i przebywał tu około dwóch lat.
Tadeusz Kurasiński brat Zofii (na zdjęciu z 1947r.)
Zrehabilitowany po zmianie ustroju w 1989 roku.
W 1948 roku państwo Greberowie mieli już troje dzieci (córki: Łucję, Bożenę i Leokadię). Wtedy właśnie zdecydowali o wyjeździe z rodzinnych stron, bo jak powiada pani Zofia, tam nie było życia. Nie było gdzie mieszkać, ziemi było mało.
Trafili do Osic jak kilka innych rodzin, które znali z widzenia (głównie z kościoła w Tarłowie lub jarmarków, gdzie spotykali się mieszkańcy okolicznych wsi).
Nie wszystkim się tu podobało, więc niektórzy wrócili, ale później żałowali. Pani Zofii też nie podobały się te strony, ale mimo wszystko zdecydowali z mężem, aby pozostać. Początkowo zamieszkali w domu za wsią.
Kiedy dziewczynki musiały iść po zakupy rodzice przykazywali im aby trzymały się słupa telegraficznego kiedy będzie przejeżdżała kolejka bo ścieżka, którą się chodziło była tuż przy torach.
Po jakimś czasie przeprowadzili się do wsi, gdzie mieszkanie trzeba było wynajmować. Trwało to przynajmniej do roku 1952, bo jeszcze tam przyszedł na świat syn Tadeusz, przyszły spadkobierca gospodarstwa po rodzicach.
Tak jak w większości osób tu się osiedlających, na początku było bardzo trudno.
Dzieci nie mogły kształcić się jednocześnie. Najstarsza córka rozpoczęła Studium Nauczycielskie w Toruniu. Kiedy go skończyła, czas był na najmłodszą.
Średnia córka, Bożena skończyła liceum w systemie wieczorowym.
Tu, gdzie obecnie stoi dom była działka szkolna, gdzie uczniowie w ramach zajęć wykonywali prace w szkółce prowadzonej przez nauczyciela, pana Gałkowskiego.
Kiedy mąż zdecydował, że będą się budować postawił najpierw chlew a przy nim malutkie mieszkanko składające się z pokoju i kuchni ale już byli na swoim. Rozbudowa domu trwała stopniowo. Teraz pani Zofia zajmuje parter piętrowego domu.
Kiedy nawet na krótko wyjeżdża z Osic, chce jak najszybciej wracać - do miejsca, gdzie czuje się najlepiej.
Z dumą mówi o potomkach - doczekała bowiem dziesięciorga wnucząt i ośmiorga prawnucząt.
Pani Zofia
|
Pan Bolesław
|
Pani Zofia z mężem i dziećmi
przed wynajmowanym domem
w Osicach
Bożena z koleżankami i kolegami w klasie
(pierwsza z prawej w ostatnim rzędzie)
Od lewej: Leokadia, Bożena i Łucja
Pani Zofia na scenie
(w jednym z przedstawień w Osicach)
Pani Zofia z mężem Bolesławem i wnuczkiem
Pani Zofia z wnuczkiem Przemysławem, synem Bożeny
Opiekun Halina Milewczyk
19 grudnia 2007