"Jak wyglądało życie w pierwszym roku gdy przyjechaliśmy tutaj."

Pani Helena Fuks mieszka z synem Stanisławem i jego rodziną. W dniu 25 marca 2008 ukończę 93 lata, mąż zmarł mi w 1990 roku. Urodziłam się na wsi w okolicach Lublina. Ojciec wcześnie zmarł a matce było bardzo ciężko, wychowywały mnie siostry. Czytać i pisać nauczyłam się dopiero od swoich dzieci tutaj w Suchym Dębie.

W czerwcu w 1939 roku wyszłam za mąż a we wrześniu rozpoczęła się wojna. Musieliśmy uciekać z Lublina, była tam bieda, nie można było kupić chleba panował głód. Uciekliśmy pod osłoną nocy do Majdan Leśniowskich blisko Chełma gdyż w dzień strzelali do nas Niemcy.

W 1940 roku z mężem wyjechałam na roboty do Niemiec. Nie pamiętam co to była za miejscowość. Tam pracowaliśmy u Niemca, który miał 300 ha ziemi. On był dobrym człowiekiem, jego żona nie miała litości. Gdy byłam w ciąży to ona kazała mi dźwigać garnki z ziemniakami. Odmówiłam, gdyż lekarz zakazał mi ciężko pracować, groziło to poronieniem. Termin porodu miał być w czasie żniw, gdy było dużo pracy. Brakowałoby wówczas rąk do roboty więc pozwolili nam jechać do domu. Na nasze miejsce byli inni. Ze łzami opowiada, pani Helena, że nie dała nam ta Niemka chleba na drogę, ani cieplejszych ubrań, zmarzliśmy z mężem. Gdy wróciliśmy do Polski zamieszkaliśmy u siostry i u matki męża w Majdanie. Tam było ciężko, nie było ziemi, z której mogliśmy się wyżywić. W opowiadaniach mamy pomaga syn pan Stanisław. Jak państwo przyjechaliście tutaj w te strony?

Nie było to tak zupełnie w ciemno. Mieliśmy w Liniewie stryja, który znał te okolice. Rodzice przyjechali do Gdańska pociągiem jechali około tygodnia. Mama często opowiada mi swoje życie. W Gdańsku kontynuuje wspomnienia p. Helena zostałam z dziećmi a mąż pojechał w te strony szukać jakiegoś gospodarstwa. Przywieźliśmy dwie kury w klatce i mąż dokupił dwie świnki, to był cały nasz majątek. Do gospodarstwa droga była zarośnięta wysokimi chwastami tak, że kierowca nie chciał wjechać samochodem... Zapamiętałam, że było bardzo dużo wierzb.

W latach 40-tych tereny te opowiada pan Stanisław były słabo odwadniane i były rejony gdzie łąki były podmokłe. Junacy z łopatami oczyszczali rowy. W latach 60-tych zbudowano stację pomp gdzie już regulowano dopływ wody.

Gdy zajęliśmy to gospodarstwo wspomina pani Helena to w domu nie było szyb i komary strasznie gryzły. Paliliśmy ogień, aby ich odgonić. Dach był częściowo zawalony od topoli gdyż pocisk uderzył w drzewo i jego część upadła na dom... Na polu był jeszcze nie zebrany rzepak Mąż kosił kosą ja sierpem. Później kosiliśmy pszenicę. Do jedzenia był olej z rzepaku. W kopcu mieliśmy ziemniaki po Niemcach, którzy tu mieszkali. Gotowaliśmy ziemniaki, jedliśmy placki ziemniaczane. Rzepakiem smarowaliśmy chleb. Później mieliśmy parę kur. Sąsiedzi mieli krowę a ja kury i mieliśmy handel wymienny. Za jeden litr mleka dawałam sześć jajek. Mieszkali tu też Niemcy. Dawałam im olej, mąkę... Później wyjechali. Moje dwie córki mieszkają we Wrocławiu jedna w Straszynie. Przyjeżdża tu pomaga mi sprzątać, ponieważ syn ma dużo pracy w gospodarstwie.

Nie żałuję, że przyjechałam tutaj, bo tam nie było perspektyw, ludzie nie mieli z czego żyć.

 
Ze zbiorów rodzinnych Pani Heleny Fuks


Z lewej strony Pani Helena z kolegą i z koleżanką w Lublinie /przed wojną/



Państwo Helena i Stefan Fuks – lata sześćdziesiąte



Pani Helena Fuks


Pani Helena Fuks z córką Zofią w czasie przygotowań - 50 lecie pożycia małżeńskiego 1989

 

Pani Helena z mężem - Złote Gody


W rocznicę 50-lecia Złotych Godów Pani Helena z mężem w środku od prawej córka Zofia, syn Stanisław, córki: Barbara i Urszula

 

Wspomnień wysłuchała Agnieszka Kępińska
opiekun Danuta Kryger
Suchy Dąb, styczeń 2008 rok

 

Śp. Helena Fuks zmarła 26 listopada 2011 r.