…NA ŻUŁAWACH MIESZKAM OD 1949 ROKU…

Nazywam się Król Urszula, urodziłam się 28 września 1931 roku. Do Suchego Dębu przyjechałam z Kujaw, z Inowrocławia. Miałam wtedy 18 lat. Na ziemie odzyskane przybyłam z rodzicami. Pracowałam do 25 roku życia w PGR. Później wyszłam za mąż, wychowywałam dzieci a potem, ponieważ było ciężko, znowu pracowałam w PGR. Aż do jego zlikwidowania. Teraz już nigdzie nie pracuję, jestem od 12 lat wdową, mam niepełnosprawną córkę Kasię, którą się opiekuję. Było mi w życiu bardzo ciężko, miałam 12 dzieci, wszystkie się wyuczyły i mieszkają na swoim…

Wojna wybuchła w 1939 roku, jak weszli Niemcy, to miałam 9 lat. Pamiętam jak uciekaliśmy przed nimi z rodzicami wozem konnym, z Inowrocławia do Kutna. Pierwszą myślą była ucieczka do lasu, bardzo się baliśmy i chcieliśmy wskoczyć do studni… ale była w niej woda… Nad nami krążyły samoloty, bombardowały wszystko, pamiętam ten ryk i świst ich silników… Uciekliśmy w wysoką kukurydzę… Nie zastrzelili nas… Dotarliśmy w swoje strony rodzinne, nic już tam nie było… Zwierzęta pozdychały, tylko zgliszcza i ruiny… Nie było ani grosza ani pracy. Ojciec jeździł do roboty kamienie tłuc gołymi rękoma…

Po wojnie nie chodziłam do szkoły, mam ukończone tylko pięć klas podstawowej szkoły. Było bardzo ciężko, dzieci były zawszone głodne i brudne… Pamiętam jak po wojnie byłam przyjęta do Pierwszej Komunii Świętej… Wtedy nie można było iść do Kościoła ani ze świecą ani z modlitewnikiem… Moja mama miała kartki na masło, wymieniła te kartki na biały materiał dla mnie i mojej siostry na sukienki komunijne… Ale na białe buty i rajstopy już nie wystarczyło… Jednak to był dobry i radosny dzień…

Pamiętam takie zdarzenie z czasów wojny… Na podwórko wpadli Niemcy, powiedzieli, że jak znajdą jedzenie to nas zastrzelą… Moja mama była tak sprytna, że schowała żyto do rowu w krzaki… Nic nie znaleźli… Przeżyliśmy….

Lubię zapach jabłek… Jabłko... To był kiedyś rarytas na głodny żołądek i na głód w ogóle… Kiedyś chciałam podnieść z ziemi jabłko… Było czerwone… Zaczęli strzelać do nas Niemcy.

Oj było było… Była bieda. Ale człowiek wyszedł z tej biedy. A i u Niemca pracowałam w burakach… Nie można było za sobą zostawić ani jednego, jak to zobaczył, to bił haczką po plecach, po nogach, gdzie popadło... Pewnego ranka do naszego domu przyszedł Niemiec. Zawołał do mojej babci, że ma iść do buraków. Pamiętam, że babcia była stara i chora i… nie miała butów… Straszne… Owinęła nogi szmatami i poszła...

Człowiek dużo przejdzie i dużo zniesie. Najważniejsze, że zawsze jest dobrym człowiekiem… Chociaż wspomnienia tak czasami bolą...
 

Rodzice w Inowrocławiu



Pierwsza Komunia Święta Moja i Mojej Siostry z Mamą…


Wspomnień wysłuchały A. Dysarz i M. Sypiańska
Opiekun Lidia Surzyn
 

Śp. Urszula Król zmarła 9 marca 2009 r.