….CZAS TAK SZYBKO UCIEKŁ…

 


Chołuj Piotr


…To najbardziej znamienne słowa, ponadczasowe, zawsze aktualne. O ich głębokiej semantyce tak często zapominamy. Przypominamy sobie wtedy, gdy przystaniemy w biegu życia, gdy zaczniemy słuchać… Najgłębiej słowa te rozumieją ludzie starsi, mądrzejsi, pełni doświadczeń i obrazów wspomnień w swoich sercach i w głowie…

 

Nazywam się Chołuj Piotr. Urodziłem się 23 stycznia 1928 roku... Tak zaczyna swoje wspomnienia mieszkaniec wsi Suchy Dąb. Urodziłem się w Łukowie, na Kielecczyźnie. Przed wojną chodziłem do szkoły, miałem być krawcem – uśmiecha się do wspomnień pokrytych kolorem sepii… Tak miałem być krawcem. Dlatego w czasie wojny posłano mnie do krawca. Jak zbliżył się front, to uciekaliśmy żeby nie dostać żadnych kul… Wojna szybko nie przeszła, tak długo trwała i baliśmy się o życie … I tych kul się baliśmy.

Przeszło pół roku bylim całą rodziną na wysiedleniu… Potem znowu uciekaliśmy. Dotarliśmy na zachód. W 1945 przyjechaliśmy do Suchego Dębu. Tutaj objąłem gospodarkę.

Zacząłem pracować. Nie kupiłem ziemi. Były akty nadania. Nigdy się nie dawałem biedzie. Ciężko pracowałem. Miałem czworo dzieci. Syn zmarł, zostały trzy córki.

         Kiedyś były zabawy we wsi, potańcówki, zebrania się odbywały. Oj, chodziliśmy na potańcówki do Giemlic, do Koźlin, gdzie były… Do Osic…

W życiu nie było lekko. Wtedy do pracy były tylko ręce i nogi. We wsi zawsze rządził sołtys i wójt. Ale to nie było tak jak teraz. Wójt był gospodarzem najbogatszym na całej wsi. Najpierw był to Zabłocki, potem i Zienkiewicz… Pamięć już nie taka… Dorobiłem się ziemi.

Teraz to dobre czasy. Ale to zdrowie… Mam teraz 80 lat. Wybudowałem dom, budynki gospodarcze. Moje trzy dorosłe córki odwiedzają, pomagają. Mieszkam 55 lat w Suchym Dębie. Byłem w Straży Pożarnej. Były ćwiczenia, szkolenia…, bo przecież człowiek wszystkiego nie umiał. Bywały czasem takie poważne pożary, że ogień buchał poza bramy gospodarstwa. Straszne pożary a sprzęt był biedny. Ale gasilim. Tu, gdzie teraz stoją bloki, tam stała kiedyś duża obora. I to ona się kiedyś zapaliła… Tośmy nosili wodę z Motławy, rękoma, pompy były ręczne, ale nie starczało. Wszyscy nosili z Motławy.

Zdrowie mam już słabe i tak ciężko mówić. Czas szybko minął. Nie zmarnowałem swojego życia. Przepracowałem wszystkie lata. Ciężko przepracowałem – kończy swoje wspomnienia ten wyjątkowy człowiek.

       Dobrze, że są tacy ludzie. Nie same książki, skarbnica wiedzy jest właśnie w nich.

 

 

Wspomnień wysłuchał
Łukasz Rutkowski – wnuk
Opiekun: Lidia Surzyn

Śp. Piotr Chołuj zmarł 24 kwietnia 2011 r.