Natalia Czapska z domu Wierzchoń
"Takie to moje dzieciństwo pamiętam..."
Nigdy, ale to nigdy nie myślałam, że będę miała coś wspólnego ze spisywaniem wspomnień. Któregoś dnia pani Jolanta w szkole zapytała... " kto chce wziąć udział w projekcie pt "Od przeszłości do teraźniejszości"?. Zgłosiłam się, nie myśląc wcale, że udział w projekcie będzie mi dostarczał tylu wrażeń. W takcie jego realizacji stało się dla mnie jasne, że losy ludzi mieszkających w gminie Suchy Dąb, ta żywa pamięć, musi ujrzeć światło dzienne. Uświadomiłam sobie również, że będę miała udział w spisaniu historii mieszkańców gminy ( głównie Osic).
W sobotnie popołudnie wybrałyśmy się z kol. Justyną Gortat i naszą opiekunką p. Jolantą Dombrowską do domu Pani Natalii Czapskiej. Czekała na nas, ponieważ wcześniej się umówiłyśmy na wizytę. Zastałyśmy ją z sąsiadką przy ciasteczkach i kawie. Bardzo serdecznie nas przywitała.
- Proszę usiądźcie przy stole... poczęstowała nas smakowitym ciastem. Było zaraz po świętach Bożego Narodzenia.
Zaczynamy rozmowę. Pani Natalia z domu Wierzchoń opowiada swoją historię - jak znalazła się w Osicach.
Urodziłam się 12 marca 1935 r. w Dobrosławce w polskiej rodzinie na Polesiu gm. Łohiszyn (obecnie Białoruś).
Gdy organizowano transporty do Polski wraz z mamą i trójką rodzeństwa wsiedliśmy do wagonu i tak dojechaliśmy do Tczewa.
W wagonach było ciasno, jechaliśmy z parą kóz – kozą i capem. Od kozła wszyscy uciekali - rogata dusza bodła. Dzięki jego partnerce mieliśmy mleko na którym gotowaliśmy zacierki. Cierpkie były te zupy. Przyjechaliśmy bez ojca - zginął na początku wojny podczas bombardowania pod Kobryniem. Był policjantem. Jego koledzy pochowali go w lesie. Jeden z nich przysłał do mamy zawiadomienie „ mąż pani padł pod Kobryniem. Zawiadamia panią kolega, który rozmawiał z panią na peronie”. W Tczewie staliśmy dwa tygodnie na bocznicy. PUR zorganizował dla nas zupy. Dowiedzieliśmy się, że w gminie Suchy Dąb jest dużo pustych mieszkań, że wioski są nie zasiedlone. Wójt zorganizował dowóz - jechaliśmy furmanką. Gdy przyjechałam do Osic miałam 10 lat i sześć miesięcy.
Dobrze pamiętam moment przyjazdu we wrześniu 1945r. Każdy wybierał dom jaki chce - my wybraliśmy "naszą ruderkę" mieszkam w niej do dziś.
Zapytałam - Jak wyglądał ten budynek, w którym pani obecnie mieszka?
- Był obszarpany, tynk obity, okna były takie malutkie. Wcześniej mieszkał tu kołodziej - stelmach, jak nazywali go tutejsi. Dom był obskurny. Stało w nim wojsko ruskie, pełno było w nim słomy - jak w stajni... Żołnierze szli z frontu. Parę miesięcy tu stali. Do mojej mamy starszy lejtnant, przynosił szynki z koni, które ubijali koło Osic. Robiła dla nich kotlety. Taki zapach rozchodził się dookoła, że po zjedzeniu jednego - ślinka leciała i patrzałam żeby dostać drugiego. Chciało się mięsa, było smaczne. Po wojnie było bardzo krucho, była bieda.
Nie było jedzenia i takie rarytasy jak kotlety - to dopiero przysmak! Chodziliśmy na pola rwać marchewki, co Niemcy zostawili na polach. Były również zboża, buraki cukrowe, rzepak i jakoś przeżyliśmy. Nie było cukru, więc robiliśmy melasę z buraków cukrowych. Węgla nie było do palenia. W tym pokoju zimą był szron. Tu jak się weszło nawet w ubraniu pod pierzynę, to było bardzo zimno.
- Pamięta pani jak wyglądały Osice i gmina Suchy Dąb, Żuławy... czy były jakieś zabytki?
Pamiętam.. był ładny park na przeciwko domu. Tego nie można zapomnieć! Były też domy podcieniowe, w których przed wojną mieszkali bambrzy. Stał kościół, ale na początku nie był otwarty. Wioska była zniszczona przez działania wojenne. Chodziliśmy do szkoły i kościoła w Giemlicach. Dopiero jak zaczęły u nas odbywać się odpusty to do kościoła chodziliśmy w Osicach.
- Osice były bez bitej drogi - nie było bruku, droga była błotnista szczególnie po opadach lub jesienią. Błoto było po kolana.
Nie było wody. Nosiliśmy ją na nosidłach ze studni w centrum wsi. Zakładało się nosidła na ramiona i w dwóch wiadrach targało się wodę do domu. Nie było rowerów, żeby kankę powiesić. Nie było światła. Paliliśmy takimi lampami- karbidówkami. Zapalało się je albo świece. Okropnie było. Lekcje odrabiało się przy takich światełkach.
Jak wcześniej wspominałam do szkoły chodziłam do Giemlic. Chodziliśmy po torach wąskotorówki - tak od września do początku wakacji. Pamiętam, aż mi się płakać chce.... w szkole pracował ks. Ćwirko- był bardzo fajny. Przynosił dla nas całe torby cukierków. Cukierki były dla nas czymś przepysznym. Dzielił je na pierwszej ławce, najpierw po jednym, potem jak starczyło po 2 i więcej. To były szklaki, ale jakie były smaczne - to mi się tak upamiętniło …oj!
Do szkoły przychodzili uczniowie z okolicznych wiosek z: Koźlin, Krzywego Koła, Steblewa - wszyscy chodzili pieszo . To były warunki nie ciekawe.
Okoliczne wsie były zalane ( Wocławy, Stanisławowo)- wylała Wisła. Do Gdańska można było się dostać łódką albo tratwą. Osice na szczęście jako najwyżej położony punkt - nie były zalane.
W trakcie realizacji nauki w szkole podstawowej wyjechałam do cioci do Wrocławia. Tam mieszkałam 3 lata. Potem wróciłam, chodziłyśmy z koleżankami na zabawy. Było bardzo wesoło.
- pamięta pani jakąś rzecz z dzieciństwa, może swoją ulubioną zabawkę? zapytałam...
- jako dziecko hmm... jak przyjechałam do Osic, to chodziłyśmy z kol. Heleną Koszykowską po pustych domach i tam znajdowałyśmy różne laleczki i zabawki, które Niemcy zostawili. To było najwspanialsze!
- A jakie były postawy ludzi tu mieszkających?
- Pamiętam p. Józefę Kussauer - była bardzo przychylna dla wszystkich, bardzo życzliwa i leczyła, była akuszerką, pomagała jak tylko mogła. Ją pamiętam najlepiej. Miała taką maszynę do otrzymywania oleju. Nosiliśmy rzepak z pola. Ta maszyna przechodziła z rodziny do rodziny. Kręciło się rzepak i na dole kapał olej, dzięki temu przeżyliśmy - to był jedyny tłuszcz, no i jeszcze makuch z lnu. Jak się go jadło z kartofelkami, pamiętam był bardzo smaczny!
Czas płynął. Chwila zadumy... powyrastaliśmy z dzieci stałyśmy się panienkami. Zaczęłyśmy chodzić do szkół w Gdańsku( 2 i trzyletnich, bo innych nie było). Przyjaźniłam się ze Stefą Lenkiewicz, Wandą Tarasiuk, Adelą Markuszewską, Stefką Jasińską.
- zapytałam jeszcze - Czy pani tęskni za miejscem, w którym się pani urodziła?
- Wydaje mi się, że tu się urodziłam. Tu jest moje miejsce. Jak jeździliśmy na Polesie odwiedzić rodzinę - tęskniłam za domem w Osicach. Nie - tam już nie chciałabym wrócić.
Teraz czasy są naprawdę fajne. Nie brakuje niczego ani dzieciom, ani starszym.
- czy ma pani jakieś pamiątki?
- Mam zdjęcia, często je oglądam, słucham muzyki z naszych stron.
Często słucham piosenki „Polesia czar”.
Wspomnień wysłuchały:
Anna Koszykowska i Justyna Gortat
(ucz. II kasy Gimnazjum w Suchym Dębie)
opiekun Jolanta Dombrowska
Zdjęcia ze zbiorów Pani Natalii Czapskiej
moi rodzice
Moja Ciocia Maria, fot. 1927r.
Siostra Mamy Maria
Zdjęcia z Polesia
3 od góry p. Natalia Wierzchoń |
u góry w środku p. Natalia |
|
Wycieczka (na rękach p. Natalia Czapska) |
Pani Zofia Wierzchoń z p. Natalią na rękach |
Pani Zofia Wierzchoń z córką Natalią |
Wycieczka 2 z prawej p. Zofia Wierzchoń |
|
|
|
Już Osice Na zdjęcie
|
|
M.Tulatycka, N.Czapska, S.Lenkiewicz
Na dole od lewej S. Tłuścik, G. Olszewska
Pani Natalia dawniej
Moje przyjaciółki i znajomi
|
Od lewej Wicio Hresiukiewicz |
|
|
Od lewej Marysia Wieczerzak |
Moja przyjaciółka Stefa Lenkiewicz z siostrzeńcami 1952 rok |
|
|
Z koleżankami i kolegami na wycieczce |
|
|
|
|
Moja koleżanka Stefa Lenkiewicz |
na zdjęciu poniżej mój brat pierwszy z prawej
Jozef Wierzchoń
fot. Pierwsza Komunia
poniżej moja mama i moje dzieci
Iza i Sebastian
Śp. Natalia Czapska zmarła 27 września 2022 r.