„MOJE KRIEFKOHL” -

wspomnienia Allauta Brunona mieszkańca Krzywego Koła

Nazywam się Brunon Allaut i urodziłem się 24.04.1929 roku w Krzywym Kole, które wówczas znajdowało się w granicach Wolnego Miasta Gdańska i nazywało się Kriefkohl.

Dom, w którym ja się urodziłem,  już nie istnieje. Ten, w którym mieszkam z rodziną, wybudowano w sierpniu 1939 roku, miesiąc przed wybuchem wojny. Ojciec mój był zawodowym kierowcą i jeździł samochodami osobowymi i ciężarowymi. Pracował także jako traktorzysta. Mama była Polką z okolic Starogardu Gdańskiego i zajmowała się domem i dziećmi tzn. mną i moją siostrą.

Wieś liczyła przeszło pięciuset mieszkańców. Miejscowi gospodarze i bardzo dużo robotników najemnych z Polski. Granica Wolnego Miasta Gdańska była w Koźlinach, tam był szlaban graniczny i izba celna. Przybysze z Polski przyjeżdżali na rowerach. Pracowali w sezonie letnim przy pracach polowych, a na zimę powracali do domu, do Polski.

Domów było około dwudziestu. Były dwa duże domy podcieniowe, jeden drewniany (obecnie mieści się w nim ośrodek „Caritas”) i drugi ogromny murowany, który rozebrano po wojnie.

Gospodarz domu podcieniowego w którym obecnie mieści się „Caritas”, żyje i mieszka w Niemczech. Ma ponad sto lat i nazywa się Klassen. Mieszkańcami Krzywego Koła byli również Eumayer i Bambier.  Budynek, w którym po wojnie mieściła się poczta, był nazywany pałacem. Właściciele, państwo Fischer, mieli czworo dzieci: dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Służba u tych państwa składała się z trzech polskich dziewczyn. Jedna gotowała, a dwie pracowały jako pokojówki. Gospodarze posiadali sporo ziemi, przeszło 300, a nawet 400 hektarów.

W miejscowości były dwie szkoły. Nauka wszystkich przedmiotów odbywała się wspólnie dla wszystkich razem. Tylko lekcje religii były rozdzielone. Oddzielnie dla katolików i ewangelików.

Po starszej szkole zostały tylko wspomnienia, ponieważ uległa zniszczeniu w pożarze. Podczas lekcji dziewczynki ostrzegały nauczyciela, że coś iskrzy w klasie, ale ostrzeżenie zignorowano. Ogień zniszczył szkołę i mieszkanie nauczyciela, które znajdowało się na górze. Nowy budynek szkolny powstał w 1922 roku. Były dwie izby lekcyjne i dwóch nauczycieli, którzy mieszkali w Krzywym Kole. Nauka odbywała się sześć dni w tygodniu i trwała od szóstego roku życia do czternastego. W każdej klasie było około 30 uczniów, którzy rozdzielali się tylko na lekcje religii, katolicy zostawali, a ewangelicy wychodzili. Ja uczyłem się bardzo dobrze i ojciec posłał mnie do gimnazjum w Gdańsku.

Do Gdańska dojeżdżały  autobusy, kilka razy kursowały na trasie Koźliny - Krzywe Koło - Gdańsk. Wystarczyło tylko podnieść rękę i się zatrzymywał. Kierowca znał wszystkich podróżnych. Gdy mnie nie widział, bo zaspałem, zawsze chwilę poczekał.

Kościół był w rękach ewangelików, dla których msze odprawiał pastor z Koźlin lub ze Steblewa. Katolickie nabożeństwa odprawiano tylko w Giemlicach, Miłobądzu lub Łęgowie.

We wsi było kilka sklepów. W gospodzie przy drodze do Pszczółek, która już nie istnieje (obecnie w tym miejscu stoi dom państwa Kusio), znajdowała się restauracja i można było przenocować w gościnnych pokojach. Właścicielem był pan Neumann.  Drugiego również nie ma, a znajdował się tam, gdzie obecnie mieszkają państwo Chudziccy. Był również sklep kolonialny, w którym można było nabyć wiele atrakcyjnych towarów.

Przez Krzywe Koło - Kriefkohl przebiegała linia kolejki wąskotorowej. Jej trasa rozpoczynała się w Steblewie i przez Koźliny i Krzywe Koło docierała do Pszczółek. Właścicielem torów była cukrownia w Sobowidzu, więc transportowano nią głównie buraki cukrowe. Tak też ją nazywano: trasa buraczana. Przystanek znajdował się przy skrzyżowaniu dróg i tam stały wagoniki. Jako małe dzieci wspólnie z kolegami chowaliśmy się w nich. Do jednego wagonika wchodziło prawie 30 małych szkrabów - wspomina pan Brunon, śmiejąc się przy tym wesoło.

Przed wojną wielką uroczystością były obchody 1 maja. Wystawiano drzewko nazywane majowym, rozpoczynały się tańce i zabawy. W gospodzie u pana Neumanna grywało się w karty. 11 listopada przy pomniku wspominano 17 mieszkańców Krzywego Koła poległych podczas I wojny światowej. Postument stał w miejscu, gdzie obecnie znajduje się budynek sklepu. U mojego wujka - wspomina pan Brunon - słuchało się radia. Prąd był w Krzywym Kole już od 1911 roku.

Rzeka Motława była oczyszczana dwa razy w ciągu roku, na św. Jana i jesienią. Ostatni raz przed wojną uporządkowano ją w 1938 roku. Pamiętam, że koparki pracowały na węgiel - dodaje pan Brunon.  - Zadbana i wyczyszczona Motława wylewała bardzo rzadko. Woda była czysta i często się w niej kąpaliśmy. Turyści z Gdańska przypływali kajakami, pływał także mały stateczek. Żona pana Brunona, Anna, pamięta, że jeszcze po wojnie ludzie nim pływali.

Senny spokój zakończył się w Krzywym Kole – Kriefkohl 1 września 1939 roku wraz z wybuchem wojny. Tego dnia w stronę Tczewa przejechała kolumna niemieckich żołnierzy. Było też słychać eksplozję mostu wysadzanego przez polskich saperów w Tczewie, który łączył brzegi Wisły. Podczas wojny na terenie wsi zbudowano baraki (na terenie obecnego boiska) dla jeńców wojennych. Byli to żołnierze angielscy wzięci do niewoli podczas walk we Francji w 1940 roku. Byli także Rosjanie i przedstawiciele innych narodowości. Wszyscy pracowali u miejscowych gospodarzy.

W  marcu 1945 roku wszystkich mieszkańców obowiązkowo ewakuowano. Rosjanie atakowali od strony Koźlin i Pszczółek. Po ich bombardowaniu zginęli ludzie na ulicy. Zawiązanych w koce grzebano na miejscowym cmentarzu. Niemcy okopali się nad Motławą, dlatego wał jest trochę wyższy. Ustawili reflektory, aby oświetlać niebo i wyszukiwać obce samoloty. Nic to jednak nie dało, bo sprzęt był zepsuty i nie działał.

W nocy niemieccy żołnierze kazali zabrać potrzebny dobytek i w drogę. Początkowo skierowano nas drogą do Suchego Dębu. Potem pieszo dotarliśmy do Sobieszewa i Świbna. Nocowaliśmy w stodole, w której Niemcy próbowali ukryć cenne przedmioty. Pamiętam stare ołtarze, figury i obrazy. Ze Świbna statkiem trafiłem do Helu, w którym przebywałem do maja 1945.

Po moim powrocie do Krzywego Koła zobaczyłem spaloną i zniszczoną gospodę pana Neumanna i dom Fischera, a później Klassena (po wojnie była w nim poczta). Mieszkało kilka rodzin przedwojennych mieszkańców, ale byli już nowi osadnicy z centralnej Polski. Pierwszym był pan Kopania.

Rozpoczął się nowy okres w dziejach Krzywego Koła, bo taka nazwa zaczęła obowiązywać, a nie Kriefkohl. Nowa władza podzieliła ziemię, a potem ją odbierała i tworzyła spółdzielnie. Ja i pan Kot byliśmy jedynymi gospodarzami, którzy się do niej nie zapisali. Nowa władza nazywała takich jak my "kułakami".

Oprócz pracy na roli zatrudniony byłem na poczcie. Przepracowałem tam wiele lat. Tu się ożeniłem z żoną Anną i wychowaliśmy czworo dzieci. Przez te wszystkie lata obserwuję zamiany zachodzące w mojej miejscowości. Wraz z upływem lat wieś się zmieniła, powstały nowe domy, sklep, poczta. Często przyjeżdżają do Krzywego Koła  jego byli mieszkańcy. Chodzą, oglądają i wspominają dawne czasy. Ja również wracam myślami do lat dzieciństwa w Krzywym Kole - Kriefkohl.



Krzywe Koło - widok w roku 1910. Po lewej u góry ulica główna,
po prawej budynek urzędu, poniżej kościół i szkoła.





Krzywe Koło, po lewej u góry główna ulica i kościół, po prawej szkoła, poniżej dom własność pana Fischera, a po prawej zajazd von J. Neumanna (widok z lat 20-tych XX wieku).
 
 
Wspomnienia opracowała uczennica Milena Woźnica
Pod opieką nauczyciela Tomasza Jagielskiego
 
 
Śp. Brunon Allaut zmarł 10 marca 2016 r.